Czy jest jeszcze na świecie osoba,
która nigdy nie słyszała o Adele? Jeśli tak, to nie mam pojęcia
gdzie zdołała się uchować, ponieważ młoda brytyjka szturmem wdarła się
na światowe listy przebojów, podbijając serca słuchaczy. A może
było całkowicie odwrotnie? W każdym razie, jej album „21”
omawiany był na każdy możliwy sposób i zdobył niesamowitą
popularność, stając się współczesną legendą. Na taki sam
sukces może liczyć również najnowsze wydawnictwo Adele - „25”.
„Send my love” to utwór bardzo
wyróżniający się na tle muzycznego dorobku Adele. Podczas
dłuższego kontaktu z większością jej kompozycji można nabawić
się niemałej chandry. Człowieka ogarnia wtedy poczucie
beznadziejności, bezsilności i ogólnego przygnębienia. Pomimo
piękna utworów, ich szczerych i chwytających za serce tekstów
oraz przejmującego wokalu, w którymś momencie ma się po prostu
dosyć. Następuje przesyt wszechobecnym smutkiem i ciągłym
rozpamiętywaniem przeszłości. Dlatego przyjemność ze słuchania
muzyki utalentowanej brytyjki trzeba sobie dawkować, by móc czerpać
z niej maksimum przyjemności. Tym razem jest jednak inaczej. Nowy
singiel Adele jest chwytliwy, rytmiczny, a co najważniejsze – już
po pierwszym przesłuchaniu wpada w ucho i choćby się chciało, nie
da się go wyrzucić z głowy przez kilka kolejnych godzin. I chociaż tekst
nie porusza lekkich tematów, jest to utwór, który idealnie nadaje
się do słuchania podczas ciepłych, letnich wieczorów.
Muzyka towarzysząca głębokiemu
wokalowi Adele zachęca nie tylko do rytmicznego podrygiwania i
bujania się do rymtu, ale nawet do tańca! Co jest zaskakującą
nowością i przyjemnym powiewem świerzości w twórczości
brytyjki. Jak słyszymy na samym początku utworu: „Just
the guitar? Okay, cool.” - ta barwna aranżacja
powstała jedynie dzięki połączeniu gitary, perkusji i chórków,
nadających całości nieoczywistego brzmienia. Przekaz utworu w
dużej części mieści się właśnie w samej muzyce, a nie tak jak
dotychczas, kiedy skumulowany był w silnym głosie wokalistki.
Rytmiczne dźwięki gitary i bębnów pokazują niemal beztroskie
podejście do sytuacji, o której śpiewa Adele - zdarzyło się,
bolało, ale minęło i jest dobrze. Ogólny wydźwięk kompozycji
nie jest wesoły, ale wprowadza słuchacza w stan pomiędzy radością
a melancholią. Mówiąc więcej - nie zagłębiając się w tekst i
jego interpretację, „Send my love” mogłoby nastrajać
pozytywnie.
Utwór dotyczy związku, który stał
się inspiracją do napisania poprzedniego albumu - „21”. Całość
zaczyna się od szczerego wyznania i krótkiej historii związku.
Ukochany Adele powiedział jej, że jest gotowy na coś więcej i że
to właśnie ona jest jego „ostatnią, wieczną miłością”.
Zrobił to kładąc ręce na jej ciele („You put your hand on my
body”), co zdaje się sugerować, że mężczyzna był bardziej
zainteresowany jej fizycznością niż mentalnością. Adele mocno
zaznacza, że to nie ona wychodziła z inicjatywą małżeństwa, czy
stałego związku, ale robił to jej partner. Niestety jego
zaangażowanie nie było tak wielkie, jak starał się ją przekonać.
W miarę upływu czasu Adele wybacza
mężczyźnie jego winy i godzi się z przeszłością - „Odchodzę
od Ciebie, przebaczyłam Ci wszystko, a Ty zwracasz mi wolność”.
Jak sama mówi, podczas pracy nad nowym albumem starała się
wyrównać wszelkie rachunki i przestać rozpamiętywać wszystko to,
czego nie ma ochoty pamiętać. Kiedy pierwsza rozpacz po rozstaniu
mija, wokalistka dopuszcza do siebie możliwość nowej miłości,
która na nią czeka. Tym samym ostatecznie godzi się z tym, że
ścieżki jej i jej byłego partnera się rozeszły. Jako dowód
nowego sposobu myślenia przesyła jego nowej miłości
błogosławieństwo i zapewnia ją, że życzy jej wszystkiego co
dobre. Adele zauważa, że bez miłości życie nie ma sensu i ma nadzieję, że również jej poprzedni partner to
zrozumiał i nie zaprzepaści swojego obecnego związku i szansy na szczęście. Wokalistka
zaznacza także, że oboje nie są już dziećmi i muszą przestać
się tak jak one zachowywać.
Kolejna
zwrotka pokazuje różnice jakie dzieliły tą parę. To Adele
rządziła w ich związku, podczas gdy jej partner bał się zaangażować, pomimo
tego, że deklarował coś zupełnie innego. Na końcu wokalistka
daje jasny sygnał ku temu, że pozwala kochać osobę, na której
niegdyś bardzo jej zależało, komuś innemu. Coś takiego musiało wymagać od niej sporego wysiłku i z pewnością nie było łatwe, ale Adele
wie, że postąpiła słusznie. Przekonuje, że oboje powinni
zostawić przeszłość za sobą i zająć się teraźniejszością,
bo bez miłości jesteśmy niewiele warci.
Teledysk nie jest szalenie
skomplikowany, nie posiada też wymyślnej fabuły, ale co ważne –
skupia i przyciąga wzrok. Patrząc na muzyczne klipy przywykłam
mówić, że w „prostocie siła”. Tak jest też i tym razem. Na
środku ekranu, pośród czerni stoi Adele w pięknej, długiej,
kwiecistej sukni. Kolor tła może symbolizować ból i smutek, które
towarzyszyły jej przy rozstaniu, ale sama postać jakby się od tego
odcina. Jest jasnym, barwnym punkcikiem pośród czerni. Na samym
początku, przez kilkanaście sekund u stóp wokalistki widzimy
lustro. Być może ma ono zobrazować przemianę Adele. To, że nie
jest już tą samą osobą, jaką była wcześniej, to, że zmieniła
się i dojrzała. Podobne znaczenie mogą mieć także nałożone na
siebie sylwetki wokalistki – jej wewnętrzne rozdarcie i
niepewność, które koniec końców znikają. Ważna jest także
kolorystyka. Barwy przechodzące od naturalnych odcieni (przeszłość,
historia związku), po chłodny lazur (różnice dzielące parę,
brak zaangażowania ze strony ukochanego), przez żółto-czerwony
blask zachodzącego słońca (pogodzenie się ze sobą i innymi,
koniec pewnego życiowego etapu), aż po powrót do naturalnych
kolorów (pełna akceptacja).
Całość jest zniewalająca. Adele
zaserwowała nam poruszający tekst, nie traktujący ciągle o tym
samym, a jednocześnie niosący życiowe przesłanie i dobrą radę.
Do tego chwytliwa, porywająca i rytmiczna muzyka, dopełniona i
ozdobiona potężnym wokalem Adele. Zwieńczeniem tego wszystkiego
okazuje się teledysk, który w swojej prostocie zawiera mnóstwo
ukrytych, symbolicznych znaczeń, które tylko czekają na odkrycie,
by móc w pełni rozkoszować się sztuką jaką jest ten utwór.
Adele po raz kolejny zaskakuje, jednak
tym razem nie z powodu niewiarygodnej liczby nagród, które zdobyła
lub ilości sprzedanych płyt, ale po prostu swoją nową odsłoną.
Utwór „Send my love (to you new lover)” został zainspirowany
twórczością Taylor Swift, a konkretnie kompozycją „I Knew You
Were Trouble”. Jest to najbardziej popowy kawałek Adele, co
oczywiście nie znaczy, że jest gorszy od soulowych brzmień, z
których wokalistka jest nam tak dobrze znana.
Kamila
Ładnie, ładnie... Bardzo dobrze się czyta, polecam :D
OdpowiedzUsuńDziękujemy!
UsuńBardzo łądnie opisujesz, zgadzam się, że przyjemnie się to czyta.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że masz tak mało recenzji.
Posłuchaj też innych mniej popularnych utworów - Taco Hemingway, Kasia Kowalska - Aya, Anita Lipnicka - Ptasiek, Julia Marcell - Tarantino :)
pozdrawiam
Dziękuję, to żebyście czerpali przyjemność z tekstów, które tu zamieszczamy jest jednym z naszych głównych zamiarów . Powoli się rozkręcamy, ale mimo natłoku obowiązków spowodowanych szkołą, postaramy się dodawać nowe recenzje kiedy tylko będzie to możliwe. Na ten moment mam obszerną listę własnych utworów, również tych nie nagłośnionych, ale z chęcią przesłucham także Twoje propozycje.
UsuńRównież pozdrawiamy!